W dniach od (03 do 10) lipca 2011 r. Zarząd Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej Bohoniki zrealizował zadanie pod nazwą : "Obóz wędrowny dzieci i młodzieży tatarskiej pod hasłem: Śladami starej i nowej kultury tatarskiej w Rzeczypospolitej Polskiej".  Zadanie zrealizowano dzięki dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji".

RELACJA Z OBOZU WĘDROWNEGO AUTOKAROWEGO NA POŁUDNIE POLSKI

03 lipca 2011 r. pod kierownictwem Mirosławy Koryckiej Przewodniczącej Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej Bohoniki wyruszyliśmy w autokarową wycieczkę dla dzieci i młodzieży na południe Polski. Naszym celem było zwiedzenie wielu zabytkowych i ciekawych miejsc. A pierwszym z nich było Centrum Kultury Islamu w Warszawie. Tutaj obejrzeliśmy salę męską do modlitwy z pięknie wymalowanymi koranicznymi wersetami na ścianach i minbarem. Spotkaliśmy się z Przewodniczącym tutejszej gminy Grzegorzem Bohdanowiczem. Kolejnym przystankiem miały być Kielce. Niestety wjeżdżając do miasta powitał nas duży, rzęsisty deszcz, który skutecznie zniechęcił do zwiedzenia. I wtedy Babcia Mira zdradziła niespodziankę, ku uciesze zaskoczonych dzieci: Jedziemy do Macdonaldu na Zestawy Happy Meal i pyszne lody z czekoladową polewą. Wieczorem dojechaliśmy do Centrum Islamu w Katowicach, gdzie powitał nas Imam Abd al-Wahhab Bouali.

Drugi dzień naszej wycieczki rozpoczęliśmy od zwiedzania Obozu w Oświęcimiu - miejsca, które stało się symbolem Holokaustu i nazistowskich zbrodni popełnionych na Polakach, Romach i innych. Zaopatrzeni w płaszcze przeciwdeszczowe i słuchawki idąc za głosem naszej Przewodniczki przemierzaliśmy smutne bloki mieszkalne jeńców obozu Auschwitz I. Oglądaliśmy zgromadzone tam buty, walizki, zdjęcia. Słuchaliśmy smutnych opowieści o bezsensownej śmierci niewinnych dzieci. Trudno było uwierzyć, że ludzie ginęli w tak okrutny sposób. Tu miały miejsce pierwsze eksperymenty uśmiercania przy użyciu Cyklonu B, mordowano pierwsze masowe transporty Żydów, prowadzono zbrodnicze eksperymenty na więźniach i większość egzekucji przez rozstrzelanie. W drugim obozie Birkenau, oddalonym o 3 km, naziści wybudowali większość urządzeń masowej zagłady, w których zamordowano około miliona Żydów. W ciszy obejrzeliśmy ruiny komór gazowych i miejsca wypełnione ludzkimi prochami oraz prymitywne baraki więźniarskie.

Dzieląc się smutnymi wrażeniami przejechaliśmy autokarem do Dinozatorlandu – największego w Polsce parku ruchomych dinozaurów. Zapowiadało się na wiele atrakcji, lecz z nieba lunął rzęsisty deszcz skutecznie chłodząc nasze nastroje. Chowając się przed zmoknięciem zasiedliśmy przy stolikach. Zaraz też otrzymaliśmy pyszny obiad. A w miarę znikania jedzenia na talerzach, coraz bardziej słoneczko wychodziło zza chmur. Nie czekając na kolejny kaprys pogody dzieci szybciutko zebrały się i z Paniami Ulą, Różą oraz Ewą pomaszerowały na ścieżkę edukacyjną w starym lesie, bogatą w „ożywione” prehistoryczne gady, m.in. ruchomego T-Rexa. A że na dobrą zabawę może liczyć każdy, bez żadnych ograniczeń wiekowych, więc pozostali udali się do kina 5D na seans „Trzęsienie ziemi”. Wyposażeni w okulary 3D z biernych widzów staliśmy się żywymi uczestnikami świata prezentowanego w filmie. Odczuwaliśmy podmuchy wiatru, biegające szczury, pryskała woda, oślepiały nas błyskawice, czuliśmy drżenie ziemi wywołane wstrząsami. Przez chwilę poczuliśmy jak potężna i niszczycielska może być nasza planeta.

Dzień pełen wrażeń, a na deser pojechaliśmy jeszcze do Zamku w Ogrodzieńcu. Do zamknięcia pozostało pół godziny, więc szybko pobiegliśmy na zwiedzanie zabytkowych murów, które nieomal wyrastały ze skał i stapiały się z nimi. Schodami w górę, do jednej komnaty, wyjście na dziedziniec, schodami w dół. Tym razem bardzo krętymi. Widok na pagórkowaty teren porośnięty soczyście zieloną trawą przepiękny. I jak teraz wyjść, strzałki prowadzą do ciemnych pomieszczeń, chyba jednak zawrócimy, bo zaraz nas zamkną.

Słoneczko już zachodziło, a my wracaliśmy do Katowic, do Centrum Muzułmańskiego. Nagle zrobiło się cicho, to dzieci pilnie spisywały w swoich notesach wrażenia z pierwszych dni wycieczki, by potem się nimi wspólnie podzielić i opowiedzieć co zrobiło na nich największe wrażenie, co najbardziej podobało się a co najmniej. Jednym podobał się Dinozatorland, innym Zamek w Ogrodzieńcu, a wszyscy jednogłośnie stwierdzili że najsmutniejszy był widok ubranek dzieci, które ginęły w Obozie Zagłady. Po tak pełnym wrażeń dniu udaliśmy się na odpoczynek zbierać siły na kolejny ciekawy dzień przed nami.

Wtorek rozpoczęliśmy pakowaniem walizek i materacy. Żegnając szare, murowane wysokie kamienice i bloki miasta Katowice podążaliśmy do Śląskiego Wesołego Miasteczka w Chorzowie. Wyposażeni w bilet wstępu skierowaliśmy się do Diabelskiego Młyna. Pierwsze emocje, okrzyki, śmiechy. I rozpadał się deszcz. Jednak nie ostudził naszych emocji. Wsiedliśmy do samochodzików. Tutaj już deszcz nam nie przeszkadzał. Ruch jak w godzinach szczytu a za kierownicą i dzieci i babcie. Stukają się, omijają i wymijają. Deszcz przestał padać, więc ruszyliśmy po kolejne emocje. Zamek strachów, ześlizg do wody, strzelnice, Tic Tac Tornado coaster czyli kolejka górska, zakręcone jazdy na karuzelach a najmłodsi przeloty na helikopterkach i przejazdy kolejkami. Dla zmęczonych odpoczynek w kawiarence. Pobyt w wesołym miasteczku sprawił nam niesamowicie wiele radości. Wszyscy wychodziliśmy z Parku uśmiechnięci. Kolejną niespodzianką był przystanek w mieście znanym z corocznych Letnich Festiwali. Co prawda ze względu na remont nie można było wejść do środka opolskiego Amfiteatru, jednak obeszliśmy miejsce dookoła a nawet przez okienko mogliśmy podejrzeć widownię i wyobrazić sobie przez chwilę siebie wsłuchanych w koncert stałej bywalczyni tej sceny Maryli Rodowicz.

W Muzułmańskim Centrum Kulturalno Oświatowym we Wrocławiu przywitał nas jego Dyrektor Ali Abi Issa. Wieczór był przyjemnie ciepły, chłopcy grali w piłkę, dziewczynki poznały nową koleżankę Marłę, dorośli rozmawiali i uzupełniali zapasy w wodę w przyległym do Centrum sklepie.

Punktualnie o 6 rano we środę zajęliśmy swoje miejsca w autokarze. Czyste, niebieskie niebo i leniwie wstające słońce. Zapowiadała się piękna pogoda. Przemieszczaliśmy się ulicami Wrocławia przejeżdżając z dzielnic północnych do południowych. Nasz przewodnik Pan Piotr ciekawie opowiadał o historii miasta, jak przez stulecia przechodziło z rąk pruskich w czeskie, by ostatecznie pozostać w polskich granicach, o zniszczeniach, które dokonały się podczas II wojny światowej i spowodowanych przez ostatnie powodzie rzeką Odrą, która przepływa przez miasto w kilku miejscach. Przed granicą czeską śniadanie i wymiana walut na Korony, a potem znowu ciekawie opowieści Przewodnika o mijanym miasteczku Karalowyj Horad, o 400-letniej niewoli czeskiej, okupacji podczas ostatniej wojny, obyczajach naszych sąsiadów. Ale największe zainteresowanie wzbudziły żarty na temat gwary czeskiej. W samo południe dotarliśmy do stolicy.

Praga jest jednym z najpiękniejszych miast Europy i świata, corocznie odwiedzana przez miliony turystów. To miasto historii, pełne zabytków z różnych okresów swojej świetności. Poddane bez walki w czasie II wojny światowej zachowało swoje oryginalne piękno i koloryt. W roku 1992 całe zabytkowe centrum Pragi zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nasz autokar zatrzymał się przy samym Zamku na Hradczanach. Przed bramą Hradu stoi para strażników. Wchodzimy na pierwszy dziedziniec. Dalej, przez Bramę Mateusza, najstarszą świecką budowlę barokową w czeskiej stolicy, wchodzimy na drugi dziedziniec zamkowy, na środku którego znajduje się fontanna. Najważniejszy jest chyba trzeci dziedziniec zamkowy, z którego wchodzimy do jednej z najważniejszych budowli Praskiego Hradu: katedry św. Wita. Ta mieszanka stylów architektonicznych: gotyku, renesansu i baroku ze 100 metrową wieżą główną robi na nas niesamowite wrażenie. Wychodzimy z murów zamkowych, a przed nami przepiękna panorama miasta. Widok jedyny w swoim rodzaju.

Schodzimy do Małej Strany, by w ogrodzie Waldsteina odpocząć i nabrać siły na dalszy spacer w kierunku Mostu Karola – najstarszego zachowanego kamiennego mostu na świecie. Ponoć dla wzmocnienia konstrukcji, do zaprawy murarskiej użyto kurzych jaj. Na jednej z balustrad tablica pamiątkowa poświęcona św. Janowi Nepomucenowi, gdyż podobno właśnie w tym miejscu wrzucono go, na rozkaz króla Wacława IV, do Wełtawy. Ponoć nie chciał on wyjawić królowi tajemnicy spowiedzi jego żony, królowej Zofii. Na końcu mostu podziwiamy Staromiejską wieżę mostową z umieszczonymi na niej postaciami cesarza Karola IV, jego syna Wacława IV oraz św. Wita, św. Wojciecha i św. Zygmunta. Rzeźby te pochodzą z końca XIV wieku. Wchodzimy w krętą ulicę Karlovą w kierunku Starego Miasta. W mieszczących się sklepikach i straganach, choć drogo, kupujemy pamiątki. Żegnamy się z zabytkową Pragą. Metrem dojeżdżamy do Centrum Handlowego, by zrobić ostatnie zakupy i wyruszamy autokarem w drogę powrotną.

Czwartek zarezerwowaliśmy na zwiedzanie Wrocławia – historycznej stolicy Śląska, czwartego pod względem liczby ludności miasta Polski i piątego pod względem powierzchni. Wyjątkowego też dla społeczności tatarskiej, gdyż po ostatniej wojnie światowej to właśnie tutaj zamieszkało wiele rodzin muzułmańskich z terenów dzisiejszej Białorusi i Litwy.

Zaczynamy od Panoramy Racławickiej. Wielkie malowidło (15x114m), dzięki oświetleniu, sztucznemu terenowi, zaciemnieniu i krętemu podejściu "przeniosło" nas w inną rzeczywistość i inny czas. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy byli w środku wielkiej bitwy. Brakowało tylko wystrzałów i zapachu prochu. Przechodzimy dookoła, zapoznajemy się z poszczególnymi scenkami, słuchamy opowiadania. Dziwi nas, że obraz może być taki żywy. Niejeden z nas pewnie tu jeszcze wróci, aby na nowo przeżyć historię zapisaną na płótnie.

Przejeżdżamy do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Słoneczko już mocno przygrzewa. Przechodzimy uliczkami, oglądamy różne gatunki drzew, krzaków, kwiatów. Zatrzymujemy się na lody i kawę. Przechodzimy do stawu ozdobionego pięknymi liliami. Przed nami jeszcze druga część parku. Tutaj alejki już są bardziej zalesione, mały wodospad, dzieci karmią kaczki, szumi woda. Nikt nie może oprzeć się pokusie zrobienia zdjęcia na jednym z mostków w tak zachwycającej scenerii. Dochodzimy do placu zabaw. Dorośli odpoczywają po spacerze, a dzieci mają jeszcze okazję spożyć ostatki swojej energii. Wychodzimy z tej oazy piękna i spokoju wielkiego miasta. Tym razem kierujemy się na Stary Rynek.

Idziemy wzdłuż zabytkowych kamienic. Wychodzimy na rynek, pośrodku którego stoi piękny, okazały ratusz. Obchodzimy budynek dookoła. Zatrzymujemy się w jednej z małych kawiarenek a potem kupujemy pamiątki.

W Centrum islamskim czeka już na nas Ali Abi Issa. Oglądamy relację z przedostatnich wrocławskich Dni Kultury Muzułmańskiej, a potem rozmawiamy o bożych cechach, o instynktach, które kierują naszym postępowaniem. A Ali nagradza poprawne odpowiedzi koszulkami i torbami.

W piątkowy poranek opuszczamy gościnne progi Centrum Kulturalno-Oświatowego we Wrocławiu. Jednakże zanim na dobre pożegnamy się z tym miastem zajeżdżamy jeszcze do miejsca, a właściwie domu, w którym wychowała się Mirosława Korycka i jej bracia. I choć mieszkają tu już obcy ludzie i w środku całkiem się zmieniło to ożywają wspomnienia a niektórym łezka kręci się w oku.

Tym razem nasz autokar podąża w kierunku Tomaszowa Mazowieckiego, a dokładniej miejscowości turystycznej Borki, gdzie w Ośrodku Wypoczynkowym miał rozpocząć się XXV Zjazd Muzułmański organizowany przez Ligę Muzułmańską. Powstało małe miasteczko muzułmańskie, zamieszkałe przez współwyznawców z całej Polski. Byli Polacy i obcokrajowcy, mieszkający na stałe w Polsce i tylko na trochę oraz oczywiście grupka Tatarów polskich z Podlasia. Język polski mieszał się z arabskim, kobiece chusty i szale powiewały na wietrze. Centralnym miejscem był ogromny duży namiot, w którym witano uczestników, gości, odbywały się modlitwy i wykłady na temat Koranu a także wieczory rozrywkowe czy obdarowywano dzieci nagrodami za udział w konkursie recytacji. Przez cały dzień sprzedawane były chusty i abaje kobiece, artykuły spożywcze sprowadzane z krajów muzułmańskich i kosmetyki oraz wydawnictwa religijne i czasopisma. A w czasie wolnym można było przespacerować się do lasku i nad pobliskie jeziorko. Była to też okazja na odnowienie znajomości, spotkania po latach, przedstawienie znajomym swoich rodzin. Niedziela była ostatnim dniem zjazdu. Po śniadaniu opuściliśmy Ośrodek w Borkach, tym razem kierując się na Podlasie, wracamy do domu.

Nasz wyjazd dobiegł końca. Wszyscy byli szczęśliwi i bardzo zadowoleni. Humory dopisały znakomicie, a torby wypełniły się pamiątkami. Dziękuję wszystkim za wspólną wycieczkę oraz wspaniałe towarzystwo i czekam na kolejne imprezy. Kto się wahał i nie wziął udziału, niech żałuje.

Dagmara Sulkiewicz

 

Używamy plików cookie do udoskonalania naszej witryny i Twoich doświadczeń podczas korzystania z niej. Aby uzyskać więcej informacji na temat używanych plików cookie i ich usuwania, przeczytaj naszą Politykę prywatności. Aby uzyskać więcej informacji na temat używanych plików cookie i ich usuwania, przeczytaj naszą Politykę prywatności.

  Akceptuję!!! .